października 23, 2017

Ile czasu stracisz zanim złożysz wniosek o pozwolenie na budowę?

Ile czasu stracisz zanim złożysz wniosek o pozwolenie na budowę?

Biurokracja i papierologia - dwa zagadnienia, które towarzyszą nam od chwili podjęcia decyzji o budowie domu. Jeśli ktoś z Was pomyślał, że całą sprawę załatwi w miesiąc - to najprawdopodobniej jesteś niepoprawnym optymistą. Spytasz - dlaczego? No przecież - tylko drukujesz wniosek, tylko uzupełniasz, tylko go składasz i już. Nie tak? No niestety nie.

Na ten rok mieliśmy bardzo ambitne plany. Szybko załatwimy pozwolenie na budowę oraz kredyt i zaczynamy budowę. W naszych głowach w grudniu dom miał być już przykryty, a od wiosny 2018 miały rozpocząć się prace wykończeniowe. Sama przyjemność, malowanie, meblowanie, gadżety dekoracje - miód na moje oczy i uszy. Instagram i Pinterest codziennie rozgrzane do czerwoności. Bateria w telefonie i laptopie co godzinę ładowana, a ja już projektowałam wnętrza i taras, zupełnie nieświadoma tego co dopiero przed nami.
W banku byliśmy już stałymi bywalcami, niczym ciotka odwiedzająca Cię raz w miesiącu. Najpierw rozmowa na temat zakupu mieszkania, później - kupna domu, następnie działki - koniec końców stanęło na kredycie na budowę domu. Wszystko pięknie ładnie, znamy wszystko na pamięć, aż nagle, ni stąd, ni zowąd:
- Wniosek o pozwolenie na budowę już macie złożony? - no oczywiście... że nie. No i proszę - pierwsza ściana. Może to i sensowne, ale nie wiedzieliśmy, że przed złożeniem wniosku o kredyt na budowę domu musimy mieć pozwolenie na budowę. Oboje po szkołach raczej z ukierunkowaniem ekonomicznym, a nie budowlanym nie wiedzieliśmy w tym temacie nic. No bo jeśli, np. uczysz się budowy samochodu i w tym zawodzie pracujesz - niezbyt interesują Cię nowinki z gastronomii czy krawiectwa. 

Nasz geodeta był wtedy na etapie podziału działek - był maj. Trochę to trwało. Sprawdzanie starych granic na nowo, mierzenie, wydzielanie nowych granic. Bajka. Jak możecie się domyślać - nie byliśmy jego jedynymi klientami, więc mapę do przepisania działki dostaliśmy po jakiś 3 tygodniach. Dobra, przecież przecierpimy jakoś ten czas i później już z górki, czyż nie?
Z gotową mapką i toną innych papierów udaliśmy się do notariusza (o tym co jest potrzebne do podziału nieruchomości - innym razem). Tam dowiedzieliśmy się, że uprawomocnienie aktu notarialnego trwa 14 dni, czyli do daty startowej mogliśmy dodać kolejne dwa tygodnie. Ściana. Czerwiec miał się ku końcowi, a my szukaliśmy architekta. Każdy z nich na dzień dobry pytał czy mamy już wypis z planu zagospodarowania przestrzennego oraz mapkę do celów projektowych. Zainteresowaliśmy się tematem konkretniej i okazało się, że nasz geodeta taką mapkę przygotować może. Szybki telefon - czas realizacji 2 tygodnie + kolejne 3 tygodnie oczekiwania na pieczątkę w urzędzie. Serio? Trzy tygodnie mapa leży - bo tylko leży, nikt nic z nią nie robi - w urzędzie? Trzymajcie mnie. Kolejna ściana.

W między czasie wybraliśmy architekta i ustaliliśmy, że nie mamy wypisu z planu zagospodarowania przestrzennego (czyt. "Co wyście wybrali!?"...), na którego wydanie czeka się w Urzędzie Miasta i Gminy kolejne 2 tygodnie. Aby złożyć wiosek o wypis z planu, musimy najpierw udać się do Starostwa Powiatowego po kopię mapy ewidencyjnej działki, którą (chyba jako jedyną rzecz) otrzymuje się od ręki. A teraz - uwaga - u nas, wspaniałomyślnie mamy 3 budynki Starostwa Powiatowego i to w trzech różnych krańcach miasta, więc wyobraźcie sobie moje zaskoczenie o 7:00 rano pod starostwem - oczywiście niewłaściwym. 
Z taką mapką lecimy do Urzędu Miasta, pobieramy odpowiedni wniosek, uzupełniamy i dowiadujemy się, że pierwszy raz, od niepamiętnych czasów - możemy prosić o dosłanie wypisu z planu zagospodarowania przestrzennego na podany przez nas adres. Czas oczekiwania, to 2 tygodnie i tutaj zaczynam zastanawiać się, czy oni tak specjalnie podają 2, 3 tygodnie na rozpatrzenie, bo czekanie miesiąc brzmi już zbyt groźnie? 


Po milionach telefonów, po 3 tygodniach geodeta oznajmia nam, że mapka w końcu gotowa, zauważcie, że z poślizgiem tygodniowym - teraz TYLKO jeszcze 3 tygodnie w urzędzie i możemy składać wniosek - YEAH! Mamy koniec sierpnia. 
Czy też często macie wrażenie, że na całym świecie spieszy się tylko Wam? Bo ja owszem, szczególnie na drodze wyprzedzając prawym pasem niedzielnych kierowców. W tym przypadku urząd również postanowił być takim niedzielnym kierowcom, co to życie tylko utrudnia, gdyż mapkę z pieczątkami otrzymaliśmy w pierwszym tygodniu PAŹDZIERNIKA, w piątek. 
Cóż począć. W te pędy złapałam za telefon i już umawiałam się z Panią architekt. Najbliższy wolny termin - następny wtorek. Okeeeej, ona też ma masę roboty - przyjedziemy, podpiszemy wnioski i szoł mast goł on. Hm... otóż nie. Przez ponad dwa miesiące, nasza jeszcze wtedy Fajna Pani Architekt nie naniosła żadnych zmian w projekcie i nie przygotowała kompletnie nic. 
- Będę to miała gotowe na za tydzień, najpóźniej na środę. - nie wiem skąd w nas tyle cierpliwości, ale po tygodniu czekaliśmy już grzecznie na telefon kiedy mamy przyjechać. Na telefon się nie doczekaliśmy - znów milion połączeń i koniec końców byliśmy już umówieni na sobotę.

I tak oto, wnioski o pozwolenie na budowę podpisaliśmy w sobotę, a założone przez Panią architekt zostały dzisiaj. 23 października, po prawie pół roku od kiedy podjęliśmy decyzję o budowie domu. Szczerze? Już mnie to nawet nie rusza, ponieważ na odpowiedź będziemy czekać - uwaga - 60 dni. 
A na koniec życzę Wam i sobie dużo cierpliwości, mniej papierologii na drodze do wymarzonego domu i jeszcze raz - cierpliwości :)

października 16, 2017

Pudło Poniedziałkowych Przyjemności. #1

Pudło Poniedziałkowych Przyjemności. #1

Poniedziałek. Monday. Montag. Nie, to nic nie da. W każdym języku poniedziałek to zło wcielone i w związku z tym otwieram dla Was moje Pudło Poniedziałkowych Przyjemności.
Będzie ono miało może użyteczną i ciekawą, ale czasem tylko ładną i do popatrzenia zawartość. W sam raz na poniedziałkowe rozmyślenia o sensie życia lub jego bezsensie :)


Na dobry początek tygodnia, wszem i wobec przedstawiam Wam:

1.  Łatwa w obsłudze, pomocna i przede wszystkim darmowa aplikacja na telefon Adobe Photoshop Express i Photoshop Fix. Dziś gdy już prawie instalowałam inny program do obróbki zdjęć zobaczyłam ją w podpowiedzi. Teraz bez problemu usuniemy ze zdjęcia (prawie jak z życia) niechciane osoby i przedmioty :)

2.  Oj, nie chciałabym rano, zaraz po przebudzeniu mieć pod stopami TAKIEJ podłogi. Pomysł świetny! Ciekawe jak na takie płytki zareagowałyby dzieci w szkole..?

3.  Zwykły, szary sweter, np. TAKI - w sam raz na jesienne chłody. Chociaż widzę do niego spodnie z dziurami, ale cicho sza...

4. Październik jest idealny do czytania książek - cały miesiąc czekasz na zmianę na czas zimowy, ciemności coraz więcej, więc i czasu na czytanie. Totalnie polecam historie Mamyginekolog i jej #Istaserialomiłości

5. Do zatrzymywania lata nic nie mam - jestem za, ale zdecydowanie bardziej interesuje mnie - przynajmniej z pozoru - prosty przepis na ciasto! Kto dziś ze mną piecze?



Będę walczyć z przeciwnościami losu, abyście co poniedziałek takie Pudło Przyjemności otrzymali :) Dajcie znać, czy Wam się podoba?

 

października 10, 2017

Jak nie strzelić kolorystycznego faux pas na sali weselnej?

Jak nie strzelić kolorystycznego faux pas na sali weselnej?

Różowy, bordowy, zielony, a może niebieski? Co wybrać gdy nie wiadomo co wybrać, a w głowie masz tęczę? Na zdjęciach ślubnych wszędzie to samo. Biały z różowym, biały z bordo, pomarańcz z zielenią, modny ostatnio blado różowy z miętą i komunijny biały z niebieskim. To wszystko znasz już na pamięć? Jeśli chcesz być oryginalny już teraz muszę Ci powiedzieć, że musisz się postarać.
Zorganizowanie wesela w TYCH czasach, to nie lada wyzwanie. Szczególnie gdy Facebook i Instagram są przepełnione po brzegi Pinterestowymi obrazkami, niczym z okładek zagranicznych Żurnali. Boho, styl rustykalny, glamour - najchętniej ubrałabyś trzy sale, a każdą z nich w innym stylu. Dekoratorki prześcigają się w pomysłach, a Ty już nie wiesz co Ci w duszy gra. Miało być glamour - wychodzi disco i przerażona wybiegasz ze spotkania.

My sami do wyboru kolorów przewodnich goszczących na sali weselnej przymierzaliśmy się kilka razy. Jednego byliśmy pewni - wszystkie dekoracje powierzymy komuś konkretnemu, kto zna się na rzeczy. Gdy szukaliśmy firmy, która ubierze naszą salę, cała branża była jeszcze "w powijakach", czyli ponad dwa lata temu - przed wielkim modowo/weselnym BUM.
Już po pierwszej selekcji zostały nam tylko dwie firmy, gdzie pierwsza zdecydowanie przewyższała nasz budżet, a druga na swoim profilu nie miała aktualnych zdjęć realizacji.
Zrywając się wcześniej z pracy pojechaliśmy na umówione spotkanie z Pierwszą Firmą. Chcieliśmy dogadać szczegóły, określić koszty, przegadać propozycje i przede wszystkim sprawdzić czy nasz termin jest wolny. Właścicielka niestety przyjęła nas z półgodzinnym poślizgiem, ponieważ miała ważniejsze sprawy na zapleczu. Z rezerwą podeszliśmy do rozmowy i tylko potwierdziliśmy swoje obawy, gdy Pani nie umiała określić kwoty za konkretny bukiet na zdjęciu. Okazało się, że cena całościowa wykonanej usługi może wahać się +/- 2 tysiące. Problem szybko sam się rozwiązał, gdy po kolejnych naszych pytaniach o konkrety usłyszeliśmy:
- Ja wcale nie muszę Wam tej sali ubierać. Nie zależy mi, to bez różnicy. - jedno nasze spojrzenie na siebie i już nas tam nie było :)



Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy do Drugiej Firmy, którą finalnie wybraliśmy, czyli Dekoracje weselne - Kwiaciarnia Carolla. Uśmiech właścicielki witał nas już od progu, a jej entuzjazm zaraziłby każdego. W ciągu straconych poprzednio 30 minut w Pierwszej Firmie tutaj na kartce mieliśmy już rozpisane wszystkie konkrety. Pani Iza to skarbnica pomysłów, chociaż z kolorami miała z nami pod górkę, bo nie chcieliśmy powtarzających się wszędzie połączeń.Po przeglądnięciu masy zdjęć, blogów i poradników wybraliśmy trzy nieczęsto występujące kolory; granat, łosoś i koral. Chociaż matowy granat musiał zostać dokupiony specjalnie dla nas we wszystkich dodatkach, to nie stanowiło to problemu. Tak samo pompony, napis Ms & Mrs, motyle i świece.


Bukiet ślubny właścicielka Kwiaciarni Carolla wykonała na podstawie zdjęcia, które jej przesłałam, ale gdy zobaczyłam go Tego Dnia przerósł moje najśmielsze oczekiwania! Bukiety dla druhen były jego skromniejszymi wersjami, czyli dokładnie tak jak sobie to wyobrażałam, tylko zapomniałam wcześniej o tym wspomnieć :) Zaraz po wyborze kolorów, kolejnym problemem był wybór dekoracji na samochód. Byliśmy przerażeni. Lalki, pamiętające czasy naszych rodziców, stojące obrączki jak koła ratunkowe albo wieńce pogrzebowe na maskach. Próbowaliśmy pójść w minimalizm i ograniczyć się do samych kokardek na klamkach, ale to nie było to. W końcu Czarny On gdzieś w internetach znalazł idealną propozycję, którą Pani Iza odwzorowała bez najmniejszego problemu.


Chcielibyście bez milionów godzin poświęconych w sieci dobrać oryginalne kolory idealne na Waszą salę weselną? Mam dla Was bardzo pomocną stronę, czyli Design Seeds - żałuję, że nie natrafiłam na nią przed naszym weselem, ale myślę, że przy urządzaniu domu również się przyda :) Możecie zobaczyć tam wiele ciekawych i niespotykanych połączeń kolorystycznych - Wam pozostaje tylko podjąć decyzję.


Bawcie się dobrze i powodzenia!

Copyright © 2016 Życiowi Amatorzy , Blogger