sierpnia 29, 2017

Jak znaleźliśmy się tu, gdzie właśnie jesteśmy?


Jak to jak? Poszliśmy na pole - tak, u nas jest pole :) stanęliśmy, a samowyzwalacz strzelił nam fotę.
A teraz całkiem serio - jak to się stało, że podjęliśmy decyzję o budowie domu? Na wstępie zaznaczę - tak, nie wiedzieliśmy w co się pakujemy. I nie - nikt nam nie kazał.

Zaczęło się niewinnie. Jeszcze przed ślubem postanowiliśmy najpierw wynająć, a później kupić mieszkanie. Wiecie - sami, nowe wyzwania, nowe przygody, cały świat będzie nasz. My, którzy od urodzenia żyliśmy na swoich wioskach w domach, nie mieszkaniach - wymarzyliśmy sobie wtedy nasze własne cztery kąty w bloku.

Lokum, które wynajęliśmy nie było jakieś wielkie, bo 36m2. Wymyśliliśmy wszystko tak, że odpowiednio przed weselem ogarnęliśmy przeprowadzkę i prosto z sali weselnej pojechaliśmy do mieszkania. Oczywiście ku oburzeniu wszystkim ciotkom, że jak to tak od razu po ślubie? Nie pytajcie - zaściankowe tematy.

Chociaż bardzo mało czasu w nim spędzaliśmy, bo wiadomo praca - to zaczęliśmy czuć, że to nie to. Ciasno, ciemno, nadzy sąsiedzi biegający po klatce schodowej... nie no, żartuję :) Gdy mieliśmy w zimie spędzić weekend w naszym mieszkaniu to z atrakcji zostawał tylko film na Netflixie i wyobraźcie sobie, że w południe w pogodny dzień nie trzeba było zasłaniać okien. Niestety, uroki mieszkania od środka kamienicy, gdzie przez okno widać tylko ściany i gołębie...
Wtedy gdzieś na fejsbuniu przewinęła nam się oferta sprzedaży domu. Niby w ogóle o czymś takim nie myśleliśmy, ale co nam szkodzi zobaczyć? Super miejsce, stan deweloperski, wszystko cacy oprócz ceny. Ale nie zraziliśmy się, chcieliśmy to wziąć na klatę, szybko podjąć decyzję zanim się rozmyślimy. Te przeszklone ściany nie dawały mi spać po nocach. Gdy już prawie byliśmy w zagrodzie i witaliśmy się z gąską - jakaś inna para nas ubiegła i podpisała umowę wstępną. Masz Ci los! A już wiedziałam gdzie postawię choinkę ma święta. No nic, tak pewnie miało być - może jednak mieszkanie nam wystarczy? Może po prostu szeregówka? Coś się znajdzie - nie teraz, to za rok.

Trochę z rezerwą przeglądaliśmy kolejne oferty. Jednak jak to nowe mieszkania - znaleźć coś powyżej 60m2 graniczyło z cudem. A ceny mieszkań były bardzo przybliżone do domu, który ktoś nam zwinął sprzed nosa. Szkoda było nam pakować się w taki wydatek i nie mieć tego czego się chce. Tym bardziej, że te okna! Ta przestrzeń! I to właśnie wtedy Czarny On wystrzelił, jak guma z majtek - przecież za cenę mieszkania, to my postawimy dom, bo kto jak nie my? Przecież nie tacy to ogarnęli i teraz siedzą sobie z drinkiem ze słomką nad swoim basenem z Castoramy - pewnie sami taki będziemy mieć :) Oczywiście trafił w sedno, bo oczami wyobraźni byłam już w garderobie wielkości boiska do piłki nożnej...

Właśnie. Właśnie tak było, a jeśli nie, to bardzo podobnie. Zdecydowanie - nie wiedzieliśmy co nas czeka. A to dopiero początek.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Życiowi Amatorzy , Blogger